Presja społeczna

Dużo otaczających mnie ludzi traktuje operację bariatryczną jako tę, która przyniesie natychmiastową utratę zbędnych kilogramów w jak najkrótszym czasie. A co za tym idzie - na każdym kroku pytają: "i jak tam? ile już schudłaś? a kiedy zgubisz wszystkie nadmiarowe kilogramy?". Nikt nie rozumie, że ten proces musi trochę potrwać. Kiedy człowiek przechodzi na zwykłą dietę redukcyjną i gubi ten optymalny 1kg/tydzień - nikt nie zadaje takich pytań. Okej, jest na diecie, jest czas, że waga spada, ale jest też taki, w którym waga stoi. I nikogo to nie dziwi. A po operacji bariatrycznej? Najlepiej, jakby waga spadała z prędkością światła. Nikt nawet nie dopuszcza do siebie myśli, że jest taki okres, kiedy waga zwyczajnie stoi w miejscu...

Tak, te pytania i nacisk społeczeństwa są męczące. W tym tygodniu spadły mi 4kg. Od operacji (czyli przez ostatnich 11 dni) schudłam łącznie 6 kg. Sporo, prawda? Przecież na zwykłej diecie naprawdę trzeba się natrudzić, aby to 6 kg zrzucić. 6 kg na zwykłej diecie redukcyjnej... to jest coś. Ale po operacji? Następuje pytanie: "a dlaczego nie 10?".

Wagi 113 kg nie osiąga się w kilka dni. Zatem i chudnięcie musi chwilę trwać. I owszem, sama operacja znacznie przyspiesza ten proces. Daje nam też kilka udogodnień - np. zwyczajnie nie chce nam się jeść :) Ale to wcale nie znaczy, że o prawidłowe żywienie nie powinno się walczyć. W tym momencie naprawdę zmuszam się do jedzenia. Jeden posiłek trwa 30-45 minut. Jedzenie zwyczajnie mi nie wchodzi - nie jestem głodna, nie smakuje mi, mam problem z połknięciem niektórych papek. Najprostszym rozwiązaniem jest więc niejedzenie. Skoro i tak nie jestem głodna? Mniej zjem, szybciej schudnę.

Nie.

Trzeba to jak najszybciej od siebie odsunąć. Jedzenia jest mało, składniki odżywcze są znacznie ograniczone. Ja na siłę trzymam się 6 posiłków dziennie - każdy po 180 ml. I choć wystarczyłyby mi 2 po 150 ml, jem więcej. Dlaczego? Bo życie nie kończy się na operacji bariatrycznej. Jestem kobietą, żoną, właścicielką psa, studentką. Muszę dbać o rodzinę i wykonywać swoje obowiązki. Skąd mam brać na to siły? Z powietrza? Niejedzenie nie jest rozwiązaniem. Zatem każdą radę pt. "nie wchodzi ci jedzenie? no to nie jedz, z głodu nie umrzesz - tylko pamiętaj o piciu" puszczam mimo uszu i robię swoje, choć łatwo nie jest...

Tak, nacisk społeczny jest. Chudnij szybko, nie jesteś głodna - nie jedz, szybciej schudniesz. Ale co jest z drugiej strony? Aaa, operacja... a co ze studiami? a co z psem? jak ty dasz radę? i po co ci to wszystko było? nie obronisz się w terminie, nie zdasz na drugi stopień - i to wszystko na własne życzenie. Bo przecież można było normalnie, iść do dietetyka, próbować setny raz to samo... bla bla bla

Idę jeść posiłek, żeby mieć dużo sił do nauki na czwartkowe kolokwium :) 

Komentarze

Popularne posty